UWAGA!
Wszystkie opisane na blogu historie są fikcyjne – nie są historiami moich klientów, ani klientów kolegów “po fachu.” Powstały w bardzo konkretnym celu – aby w prosty dla odbiorcy sposób, często przejaskrawiając pewne zachowania i postawy edukować. Nie chodzi tu bynajmniej jedynie o edukację prawną, a przede wszystkim o uzmysłowienie czytelnikowi, jak bardzo w sytuacji rozpadu rodziny zachowanie dwójki dorosłych przecież ludzi, może zniszczyć – lub wręcz przeciwnie ubogacić życie wspólnych dzieci. Sposób narracji celowo jest dosadny, a momentami wręcz brutalny, ale chyba taki styl najbardziej daje do myślenia.
ODCINEK NR 1 pt.: “Rodzic wyzwolony”, czyli dziecko jest moje i tylko moje, a temu gnojkowi, nic to tego.” Ps. A te ciemne oczy ma po babci, bo kolor oczu dziedziczy się w drugim pokoleniu.
Bardzo często zdarza się, że kończąc relację z niegdyś bliską nam osobą wyznajemy prostą i zazwyczaj skuteczną zasadę mówiącą, że wszystkie mosty należy spalić i to na dobre – zwłaszcza, jeśli związek zakończył się “walką na noże’, a samo zakończenie było decyzją jednej – tej niezadowolonej i często układającej sobie życie z kimś innym, osoby. Z psychologicznego puntu widzenia zasada może jest i dobra – pozwala bowiem na szybsze pójście do przodu, bez zbędnego rozdrapywania nadal krwawiących ran, jednak UWAGA ! absolutnie nie znajduje zastosowania, kiedy w relacji jest obecny podmiot trzeci – dziecko.
W tym właśnie miejscu zaczyna się nasza dzisiejsza historia, kiedy do Kancelarii trafia Pani Joanna– 46-letnia kobieta, która po 25 -latach (dokładnie ćwierć wieku !) zakończyła związek z Panem Marcinem (a raczej została postawiona przed faktem dokonanym, jednostronnego powiedzenia: “uświadomiłem sobie, że nigdy cię nie kochałem. Mam inną. Dzieci są dla mnie najważniejsze i zależy mi tylko na tym, żeby nie ucierpiały na rozwodzie.”). Pani Joanna zaczyna rozmowę od zdania: “Pani Mecenas, poświęciłam dla niego całe życie – pasję, karierę, marzenia. Przestałam wychodzić na spotkania ze znajomymi, porzuciłam gospel i weekendowe wypady góry. Zmieniłam miasto z Sanoka na Tarnów. Kochałam swoje miejsce zamieszkania i miałam w nim wszystko, co było dla mnie ważne, ale czego nie robi się z miłości. Urodziłam mu troje ślicznych dzieci – bliźniaki Zuzię i Maksa i najmłodszego Antosia, a on po tylu latrach poświęcenia i wyrzeczeń zostawił mnie dla innej, tak po prostu. Takiej wie Pani kilka lat młodszej, bez dzieci, typowej laski z siłowni, którą poznał na zajęciach grupowych.” (wstęp do opowieści zostaje przerwany spazmatycznym wręcz płaczem). Po pięciu minutach następuje dalszy ciąg, który czasem nazywany jest pieszczotliwie, ale dosadnie “psychoterapią wujka G. (google): “no ale, ja jestem silna. Ja mu pokażę, co stracił, jeszcze tego pożałuje i wróci, a ja wtedy może nawet daruję mu te alimenty, które mi się należą za zmarnowanie mi najpiękniejszych lat życia. Pani Mecenas, ja mam w Bieszczadach rodzinę i znajomych, tam jest ładniej, mieszkania są tańsze, w ludziach jest mniej zawiści, no i ja się tam z dziećmi przeprowadzę. Mi się tam też będzie lepiej żyło, bo ja jestem tłumaczem i tam rynek jest dużo lepszy – bo tłumaczy nie ma, a są potrzebni” i tu dochodzimy do sedna: “a poza tym nie musiałabym oglądać tego gnojka (męża), bo on pracuje na etacie i do dzieci pewnie przyjeżdżałby raz w miesiącu, a z czasem to pewnie raz na dwa, no może nawet trzy, bo to i koszt wysoki i pewnie, ta jego …. zacznie mu zabraniać, no i jakoś to będzie, tak że z czasem zapomni. No a poza tym, ja tak sobie myślę, że on tych dzieci wcale nie kocha, kiepski z niego ojciec, więc po co im taki. Niby bierze dzieci na plac zabaw, ale to tak tylko na pokaz, bo się z nimi nie bawi, a one bawią się z innymi dziećmi. A do tego zawsze robi im źle kanapki. Maks nie lubi pomidora, a on ciągle mu go daje do kanapek i w przedszkolu nie chce ich jeść, a potem boli go brzuch. Tysiąc razy mu o tym mówiłam, a on nic. Zero reakcji, w ogóle się tymi dziećmi nie przejmuje. To po co im taki ojciec? Ostatnio zapomniał dać Zuzi baletki na zajęcia i musiała ćwiczyć w skarpetkach i dzieci się z niej śmiały. To co Pani Mecenas? Ja spakuję dzieci i wyjadę, a jak już będę na miejscu złożymy sprawę o pozbawienie go władzy i o alimenty i sprawa będzie załatwiona, tak żeby dla mnie i dzieci było, jak najlepiej, bo przecież dla Sądu to jest najważniejsze, prawda? To jakie dokumenty mam Pani przygotować i na kiedy?”
Następuje cisza w oczekiwaniu na potwierdzenie: “Tak ma Pani rację, ja w pełni Panią rozumiem i zrobimy tak, żeby wszystko się udało i było tak, jak Pani chce – do przodu i bez tego gnojka”. I nagle bolesne zderzenie z rzeczywistością – trudną, ale prawdziwą – wujek G. tego nie przewidział: “Pani Joanno, rozumiem Pani sytuację, ale Pani musi zrozumieć, że prawo, które zawsze staje po stronie dzieci, nie działa w taki sposób, jakiego Pani oczekuje”. I teraz nudniejsza część historii, niemniej jednak potrzebna – edukacyjna, bez której wymyślanie takich historii nie miałoby sensu.
Jakie w takiej sytuacji możliwości działania na Pani Joanna? Której okazujemy pełne zrozumienie – nikt z nas nie wie przecież, co przeżyła, jaką ma historię i jak każdy z nas zachowałby się na jej miejscu.
Część I: Co poradziłby psycholog?
- skorzystaj z terapii – daj sobie pomóc, znajdź psychoterapeutę, którego metody pracy oraz sposób prowadzenia terapii będzie najbardziej ci odpowiadał (ps. nie martw się, jeśli zrezygnujesz z jednej czy dwóch terapii, bo nie ma między wami “chemii” terapeuta nie będzie miał Ci tego za złe, jest przygotowany na takie sytuacje, które wbrew temu, co myślisz zdarzają się bardzo często);
- zadbaj o tzw. me time– czas, który będzie tylko dla ciebie – wróć do zapomnianych zainteresowań, przypomnij sobie, co kiedyś sprawiało ci radość, odkryj nowe pasje – wyjdź do ludzi, albo jeśli tego potrzebujesz wyjedź na kilka dni z dala od nich, tak aby mieć czas na pobycie ze sobą samym w taki sposób, jakiego najbardziej potrzebujesz;
- pozwól sobie na przejście przez proces żałoby – rozpad związku, w który wierzyłaś i w który byłaś zaangażowana to utrata, którą trzeba przepracować. Nie musisz sztucznie się uśmiechać i pokazywać wszystkim, jak świetnie sobie radzisz – otaczaj się ludźmi, którzy będą Cię wspierać i przed którymi nie musisz zakładać kolejnej maski, co na dłuższą metę nie pomaga, a wyniszcza;
- oddziel negatywne emocje odczuwane w stosunku do byłego męża, jako partnera od emocji odczuwanych w stosunku do niego, jako ojca dzieci – to, że zawiódł Cię, tak bardzo, jako partner nie oznacza automatycznie, że jest tak samo kiepskim ojcem (chociaż oczywiście takie sytuacje się zdarzają i dotyczą zarówno matek, jak i ojców);
- odpowiedź sobie na pytanie, co tak naprawdę byłoby dobre dla dzieci – nie dla ciebie – i jakie są ich, a nie twoje potrzeby.
Wiem, że brzmi to brutalnie i większość osób słysząc to wszystko, a zwłaszcza dwa ostatnie zdania będzie bardzo zawiedziona, być może trzaśnie drzwiami Kancelarii i więcej do niej nie wróci. Ale jest taka podstawowa zasada, która powinna być podstawą każdej relacji, w tym profesjonalnej (zawodowej), jest zawsze prawda – nawet jeśli jest bolesna, no i oczywiście wzajemne zaufanie, bez którego nie da się skutecznie reprezentować interesów klienta – “jeszcze żony” lub “jeszcze męża”, ale “na zawsze rodzica.”
Jeśli wspólnie znajdziemy płaszczyznę porozumienia i uzgodnimy czym jest dobro małżonka, a czym rodzica i dziecka możemy zastanowić się nad tym, jak może nam w tym pomóc Sąd, a co możemy – a nawet powinniśmy załatwić przed wniesieniem sprawy do Sądu.
Wracając do Pani Joanny i jej historii, Pani Joanna może wybierać spośród następujących (nie wykluczam, że są jeszcze inne, ale nie jest to esej z zakresu prawa rodzinnego, a prosty felieton, który mam nadzieję, zachęci do refleksji – nawet kiedy sami nie mamy podobnych problemów):
Decyzja nr 1: zgodne rozstanie bez “walki na noże” albo “wspólne rozszarpywanie ciągle krwawiących ran”
Jeśli Pani Joanna jest pewna, że małżeństwo bezpowrotnie się skończyło (a pobieżna analiza na to wskazuje) może podjąć decyzję o złożeniu pozwu o rozwód, w którym Sąd obowiązkowo rozstrzygnie też wszelkie kwestie związane z dziećmi.
Pierwszą ważną decyzją, od której w przeważającej mierze zależeć będzie czas trwania postępowania w sądzie jest decyzja o tym czy rozwód będzie z orzeczeniem o winie czy też nie. O tym będzie osobny felieton, więc w tym miejscu pozostawiam temat nie domknięty, niemniej jednak już teraz zaznaczam, że często badanie winy (która nie interesuje sądu, jeśli żadne z małżonków tego nie zażąda) ma na celu tylko i wyłącznie kolokwialnie rzecz ujmując pokazanie drugiemu małżonkowi (bo poza nim wbrew temu, co zwykle myślimy, nikt tym nie jest żywo zainteresowany), że w gruncie rzeczy był zwykłym gnojkiem. Jeśli taka sytuacja ma miejsce w twoim przypadku, należy kilka razy zastanowić się czy na pewno warto rozdrapywać dalej krwawiące rany, niż podjąć decyzję o tym, aby po prostu zamknąć ten rozdział i powoli, ale konsekwentnie “iść do przodu”.
Decyzja nr 2: W jaki sposób będziemy funkcjonować, jako rodzice (celowo nie użyłam słowa rodzina, bo ta przestaje istnieć wraz z orzeczeniem rozwodu).
Tak jak wspomniałam wcześniej, o ile wraz z rozwodem po prostu przestaje się być małżonkiem, o tyle rodzicem jest się cały czas, a przynajmniej do usamodzielnienia się dzieci. Bardzo często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak olbrzymie znaczenie ma zapewnienie dziecku poczucia bezpieczeństwa w relacji mama-dziecko, tata – dziecko, tak aby mogło spokojnie i beztrosko rozwijać się i wchodzić w kolejne etapy życia.
Jaka jest największa krzywda, jaką można wyrządzić dziecku w takiej sytuacji, a która niestety zdarza się bardzo często? Stawianie dziecka w konieczności wyboru między mamą, a tatą i tzw. “urabianie dziecka” poprzez mówienie mu (tu jedynie niewielka, ale nie przejaskrawiona część przykładów):
- “ta mama jest okropna i zła, bo zamiast zajmować się domem i dziećmi non stop wisiała na telefonie, albo spędzała całe dnie u kosmetyczki”
- “tata na pewno cię już nie kocha, bo gdyby cię kochał, nadal byłby z mamą, a nie wyjeżdżał w góry z tą nową kobietą” – z czymś takim, nawet dorosły nie byłby w stanie sobie poradzić (!)
- ”u mnie na pewno będzie Ci lepiej, bo masz fajny pokój i nie musisz zmieniać szkoły – u mamy będziesz musiał mieszkać z bratem, a przecież się nie lubicie”
- ”a pamiętasz, jak tata na ciebie nakrzyczał jak byłeś u babci i stłukłeś wazon? No na pewno to pamiętasz, to było w wakacje 5 lat temu w starym domu babci”?
Nigdy nie ma idealnego rozwiązania, bo nie żyjemy w czasach Salomona i nie przetniemy dziecka na pół, ani nie rozdzielimy rodzeństwa (chociaż akurat takie sytuacje się zdarzają), więc już na etapie ustalania warunków dalszego bycia rodzicami musimy ustalić to:
-
z kim dziecko będzie mieszkało;
-
w jaki sposób będziemy, jako rodzice sprawować nad nim władzę rodzicielską;
-
jak będą wyglądać kontakty rodzica drugoplanowego tzn. tego z którym dziecko “na stałe” nie zamieszkuje z dzieckiem;
-
w jaki sposób podzielimy pomiędzy sobą koszty utrzymania dziecka.
Każdy z powyższych punktów jest równie ważny i jak pokazuje moje doświadczenie, podejmując decyzję, co do każdego z nich (najlepiej, o ile jest taka możliwość – w porozumieniu z drugim rodzicem) należy przechodzić przez każdy punkt w kolejności od 1 do czwartego (nigdy odwrotnie!).
I tak wracając do naszej Pani Joanny, która poprosiła o dwa tygodnie czasu na przemyślenie kwestii winy (bardzo dojrzała decyzja i oby takich, jak najwięcej – emocje i wzburzenie są zawsze najgorszym doradcą!) Pani Joanna oczekiwała:
- Miejsca zamieszkania dzieci przy niej – dzieci zawsze mieszkały z nią i nigdy nie rozstawały się z nią na dłuższy okres czasu. Ma więcej czasu do opieki nad dziećmi – ma nieregulowany czas pracy, często pracuje w domu i może zapewnić dzieciom opiekę, ma dobre warunki mieszkaniowe – dzieci mają swoje pokoje, łóżka, a w najbliższym otoczeniu dzieci, z którymi chętnie się bawią – co do punktu nr 1 oczywiście uzyskała odpowiedź, że możemy o to wnosić. Pani Joanna od razu zaznaczyła, że od raz po rozwodzie, a najlepiej jeszcze przed chce wyjechać z dziećmi, tak aby odciąć się od męża, no i oczywiście chce zabrać ze sobą dzieci. Tutaj od razu dostała odpowiedź odmowną – jeśli mąż nie zgadza się na wyjazd dzieci (a jako mama, ma obowiązek poinformowania go i uzyskania jego zgody) to wyjazd jest możliwy jedynie za zgodą Sądu – co oczywiście musi być odpowiednio uargumentowane. O tym też będzie osobny tekst pt. “Dzieci pod palmami”.
- Pozbawienia ojca władzy rodzicielskiej – bezwzględnie, no bo przecież w gruncie rzeczy ojcem był nienajlepszym i na tym właśnie byciu “ojcem niedoskonałym”, miała opierać się nasza argumentacja. Po godzinie wspólnego wypisywania wszystkich argumentów tych “za” i tych “przeciw” kartka została podarta i pani Joanna doszła do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie ograniczenie władzy rodzicielskiej do współdecydowania o istotnych sprawach dzieci. Jakich wad, by bowiem nasz tato nie miał, tak naprawdę interesował się dziećmi, dbał o ich potrzeby, w końcu nauczył się nawet korzystać z Librusa i dopytywać o to, czy może dzieciom nie potrzebne są dodatkowe lekcje na basenie. W sytuacji Pani Joanny ograniczenie władzy stanowiło dobre rozwiązanie, bo była z dziećmi codziennie, ojciec często wyjeżdżał na delegacje więc umożliwienie jej większej decyzyjności, zwłaszcza w mniej ważnych, codziennych sprawach, jak najbardziej było zgodne z interesem dzieci. Co do punktu 2 zatem również byłyśmy – po burzliwej dyskusji i rozbiciu sprawy na czynniki pierwsze, zgodne.
- Maksymalnego ograniczenia dzieciom kontaktów z ojcem – ten postulat również skreśliłyśmy w momencie zrezygnowania z pozbawienia władzy rodzicielskiej. Pani Joanna do tej pory, korzystając w dobrej rady “wujka G”. była przekonana, że kontakty w wyroku być muszą i inaczej po prostu się nie da. Kiedy dowiedziała się, że wcale nie musi układać planu kontaktów na najbliższe pięć lat i po prostu porozumieć się z mężem, poprosiła o czas na zastanowienie, żeby na spokojnie wszystko przemyśleć i wrócić do tematu, przy okazji spotkania dotyczącego winy – decyzja bardzo mądra i dojrzała, bo ukierunkowana na to, jak jako rodzice strony będą funkcjonować w dłuższej perspektywie;
- Zasądzenia alimentów w odpowiedniej, ale wysokiej kwocie – Pani Joanna, co jest bardzo częste i zrozumiałe nie wiedziała, ile dokładnie kosztuje utrzymanie dzieci – ile wydaje na jedzenie, kosmetyki, kino czy McDonalda. Praktycznie nikt – chyba, że zmusza go to tego sytuacja życiowa, na co dzień nie liczy tego, ile dokładnie kosztuje utrzymanie dzieci, dlatego warto wiedzieć, że przy ustalaniu wysokości alimentów bierzemy pod uwagę:
- Rzeczywiste tzw. usprawiedliwione potrzeby dzieci – dla ułatwienia i uporządkowania tej kwestii, klienci dostają ode mnie tabelkę, w której wymieniłam wszelkie możliwe potrzeby dzieci (oparte na orzeczeniach sądów i wcześniej prowadzonych sprawach) i taką tabelkę dostała ode mnie Pani Joanna z zadaniem domowym, aby na spokojnie wszystko przeliczyć i przygotować konieczne dokumenty. Pani Joanna oczywiście przyniosła dwie teczki paragonów, które niestety nie mogą być dowodem w sądzie (chociaż “wujek G”. mówił inaczej!) i została poproszona o faktury imienne, rachunki lub potwierdzenia zapłaty.
A co jest nie tak z paragonami? To pytanie pojawia się bardzo często i odpowiedź nie jest dla nikogo zaskoczeniem – wystarczy przytoczyć kazus 3 latka, który zgodnie z przedłożonymi paragonami przy masie 11 kg i książkowym stanie zdrowia zjada 20 kg ziemniaków miesięcznie, bo paragony można bez ograniczeń zbierać w pobliskim sklepie. - Możliwości finansowe każdego z rodziców – i uwaga tutaj, co dla wielu może być zaskoczeniem, Sąd bierze pod uwagę nie tylko osiągane przez mamę czy tatę dochody, ale także to:
-Ile zgodnie z posiadanymi umiejętnościami, wykształceniem i doświadczeniem zawodowym rodzic ma możliwość zarobić – jeśli informatyk pracujący na etacie porzuci dobrze płatną posadę i zacznie na pół etatu hodować trawniki, sąd weźmie to pod uwagę przyjmując, że celowo zaniża swoje dochody;
– jaki rodzic ma majątek – jeśli np. ma dwa mieszkania, z których jedno stoi puste, może wynająć jedno z nich, a środki z wynajmu przeznaczyć na utrzymanie dziecka. Jeśli ma trzy samochody, dwa z nich może sprzedać;
– na jakim poziomie żyje dany rodzic, dziecko ma bowiem prawo do życia na takiej samej stopie życiowej, na jakiej żyją rodzice – nawet jeśli “żyją osobno” nie tworzą już rodziny. Jeśli zatem dziecko do momentu rozstania rodziców chodziło do prywatnej, płatnej szkoły oraz trzy razy w tygodniu na dodatkowe lekcje japonskiego (a sytuacja finansowa lepiej sytuowanego rodzica nie zmieniła się) dziecko nadal – mimo rozstania rodziców, ma prawo do takiego samego poziomu życia;
W jakim stopniu każdy z rodziców realizuje obowiązek alimentacyjny poprzez sprawowanie nad dzieckiem osobistej opieki – tak alimenty, to nie tylko pieniądze, ale też osobista troska i własny wkład w rozwój i wychowanie dziecka.
Sprawa doczeka się kontynuacji – jak praktycznie każda rodzinna ma swój ciąg daleki i jeszcze dalszy – Pani Joanna nie wyszła ze spotkania szczęśliwa, bo dowiedziała się, że “tak się nie da” albo “tak nie można”, ale po zakończeniu sprawy serdecznie mi podziękowała – wszystko bowiem przebiegało zgodnie z naszymi oczekiwaniami i co najważniejsze – dzieciaki nie odczuły, że straciły któregokolwiek z rodziców.
CDN.
Pingback: Jak ustalić wysokość alimentów na dziecko – krótki poradnik – Kancelaria Rymarowicz